Th Iron Construction, the superb comedy by Maciej Wojtyszko. It's early nighties in new and democratic Poland, now a place of fresh and old laws, ideas and paradoxes being mixed into constitution as well as into everyday life .Business thrives in the country and ever inventive Poles on every level become overnight entrepreneurs. Fast forward to Koborowo ...a typical village one can visit in the country but with one exception. . .there are ruins of an old castle there ,a castle once upon a time before the war owned by Lasocki family. Now ,after system changes it is still owned by local authorities and stubborn mayor' s hunting club. Within few days that place becomes sought after hot property for few parties. It is visited and wanted by Ewa Lasocka ,rightful owner of the place ,just in time when local mayor with help of his future son in law plans here his daughters wedding to make local businessman jealous and cement his authority in the area.The plot thickens when married couple of screenwriters appear and plan to host American producers in a castle to impress and seal lucrative deal for their award winning film script. Humorous exchanges and clashes between parties involved expose everyone's true character including visitors from Hollywood . ...and ruins themselves !
Pan Stanisław Mikołajski – dyrektor administracyjny Teatru Fantazja przywitał licznie zgromadzoną widownie na czele z ks. W. Słowikiem, któremu serdecznie podziękował za wspaniałą gościnność. Następnie przedstawił panią Joannę Borkowską-Surucic, która jest reżyserem wystawianego spektaklu i dyrektorem artystycznym teatru. Pani Joanna zapraszając nas do oglądnięcia tego spektaklu przeczytała nam część listu, który otrzymała wraz z kwiatami od wielbicielki zespołu teatralnego Fantazja. List był pełen pochwał i wyrazem sympatii dla całej grupy teatralnej pod którym mogłaby się podpisać cała widownia która ten spektakl zobaczyła. Zespół teatru Fantazja z Sydney zasługuje na duże brawa za wysiłek i czas włożony w pracę nad sztuką „Żelazna konstrukcja”. Trudno wyróżnić kogokolwiek z aktorów bo każda z postaci ma swój udział w tym scenicznym sukcesie. Na uwagę zasługuje na pewno postać Jaśka (w tej roli wystąpił pan Michał Macioch) który zyskał sobie wyjątkową sympatię publiczności. Nie dziwią głośne brawa które nagrodziły wspaniałą grę aktorów dających z siebie wszystko. Myślę, że jest to nie tylko zasługa ich talentu ale też profesjonalizm reżyserki spektaklu pani Joanny Borkowskiej-Surucic. A tak na marginesie przyglądając się grupie przed spektaklem, podczas przygotowań do występu, widać tam było panującą rodzinną atmosferę i to znaczy, że bardzo dobrze czują się razem a to jest również droga do sukcesu. Warto było przyjść na ten spektakl i wspaniale się zrelaksować w te chłodne zimowe dni. Licznie zgromadzona widownia, która doskonale się bawiła świadczy o tym, że potrzebujemy tego rodzaju rozrywki. Jesteśmy bowiem stęsknieni za teatrem na żywo. Serdecznie gratulujemy zespołowi teatru Fantazja i życzymy dalszych sukcesów oraz liczymy na to, że jeszcze nie raz będziemy mogli ich gościć w Melbourne. "Zelazna Konstrukcja" miała ona swą prapremierę (w reżyserii autora) w warszawskim Teatrze Powszechnym w 1998 r. , cieszyła się dużym powodzeniem u widzów, którzy docenili trafność spostrzeżeń pisarza na temat polskiej rzeczywistości lat 90., mentalności i przywar rodaków. Wspaniale, że mogliśmy tę sztukę obejrzeć teraz w Sydney. Tak serdecznie jak na tym spektaklu Polonia sydnejska śmieje się tylko dwa razy do roku – to jest oczywiscie na premierach Teatru Fantazja. Chciałoby się mieć te premiery przez 366 dni w roku. Bylibyśmy wtedy odstresowani, zrelaksowani, rozchichotani, zdrowi jak ryby. Bo śmiech to zdrowie! Teatr Fantazja najchętniej sięga po repertuar komediowy i słusznie, bo w takowym najlepiej się sprawdza. I oto wystawił kolejną (dziewiatą już?) komedię . Tym razem to sztuka Macieja Wojtyszki pt. „Żelazna konstrukcja”, choć tak naprawdę tytuł powinien brzmieć „Konstrukcja steropianowa”. Bo jak się okazuje, dworek w Koborowie, to nie jest ten oryginalny, staropolski dwór z tradycjami, ale filmowa atrapa zbudowana z gipsu i steropianu (nic więc dziwnego, że dach przecieka!!!). I cóż widzimy w tym gipsowym dworku? Polskę lat 90. z jej reprywatyzacją, disco polo, telefonami komórkowymi oraz... marzeniami o tym, by scenariuszem filmowym państwa Regulskich zainteresowali się Amerykanie. Do przejęcia posiadłości w Koborowie szykuje się prawowita właścicielka madam Ewa Lasocka. Nim to jednak nastąpi, para scenarzystów filmowych - Zofia i Paweł Regulscy - nagrodzonych w amerykańskim konkursie, pragnie podjąć tu hollywoodzkich kontrahentów Szymona Marleya i Michaela Johnsona. Nie zaproszą ich przecież do rozbabranego przez kafelkarza mieszkania na Ursynowie! W tym samym czasie miejscowy wójt Karol Kazik zaplanował w sali balowej dworku wesele swojej córki Jadzi z Janem Drużbą. Na tę chłopsko-inteligencką kombinację towarzyską pojawiają się „obcy” czyli Amerykanie. W czasie gwałtownej burzy i łapania deszczu z przeciekającego dachu w wiadra, kociołki (a nawet na tace) wychodzi na jaw, że Amerykanie, to całkiem swojskie dusze: polscy Żydzi, reprezentujący obecnie agencje filmową Somerville z Los Angeles. Ciekawe, dlaczego wszystkie polskie recenzje, jakie przeczytałam na internecie, pomijają ten żydowski wątek. Przecież to właśnie dzięki Morleyowi i Johnsonowi zaczynamy w II akcie ryczeć ze śmiechu. Ich dyskusje na temat reprywatyzacji i kupna dworku, który ma zbyt wielu właścicieli, są tyleż olśniewającymi, co rozweselającymi lekcjami ekonomii. Na sukces „Żelaznej konstrukcji” składają się trzy sprawy: 1.fenomen reżyserki skupiającej wokół siebie grono świetnych aktorów ; 2. talent autora sztuki do budowania akcji stanowiącej komedię pomyłek; 3. niewyczerpane zasoby „vis comica” aktorów. Ad. 1. Joanna Borkowska-Surucić ma perlisty, „zaraźliwy” śmiech i takąż perlistą psychikę, która niczym czarna dziura wciąga w siebie wszystkich i wszystko, co się znajduje w promieniu 200 milionów lat świetlnych. Absolwentka Akademii Filmowej – chociaż NIE w dziedzinie reżyserii – ma niezwykły talent do wciągania na swoją orbitę ludzi znakomicie nadających się do ról komediowych. I wie, co z nimi zrobić, jakie cechy ich charakteru czy postury wyeksponować, jak znaleźć dla nich role, w których zabłysną. A że próby – domyślam się – upływają w atmosferze „frajdy”, każdy aktor pozwala reżyserce wydobywać z siebie ukryte talenty, chętnie poświęca czas, a nawet pieniądze ( bo jak czytamy w programie Urszula Orczykowska jest jednym ze sponsorów spektaklu). Ad. 2. Maciej Wojtyszko to wszechstronnie utalentowany reżyser, autor sztuk, filmów animowanych i komiksów, wykładowca Akademii Teatralnej w Warszawie, kawaler Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla kultury polskiej; Wojtyszkę interesuje przede wszystkim literatura sceniczna, której wyróżnikiem jest inteligentny humor. Przypomnijmy, że Wojtyszko był laureatem Festiwalu Dobrego Humoru, gdzie nagrodę dostał za najdowcipniejszy serial telewizyjny „Miodowe lata”. Jak piszą recenzenci w Polsce, "Żelazna konstrukcja" jest miłym rozczarowaniem – bo ostatnio polski dramat współczesny ciężko okulał, (komedie są mało śmieszne), zatem miło odnotować, że przedstawienie Wojtyszki budzi huragany śmiechu. Smiechu z czego? Ze współczesnej Polski i jej mieszkańców z konglomeratem najzabawniejszych i najgorszych cech: wygórowanych ambicji (przy braku możliwości ich realizacji), jakże polskiego "zastaw się, a postaw się", pobożnego wishful thinking , ksenofobii (a jakże), pazerności, nieokrzesania oraz... kompleksu Ameryki. A więc w myśl Gogolowskiej sekwencji: nie ma to jak smiać się z samych siebie! Ad.3. Aktorzy grają tak znakomicie, że trudno jest osądzić, czy to dzięki sztuce, która im wspaniałe komediowe role zaproponowała, czy też dzięki reżyserce, która trafnie ustawiła odpowiednie osoby w odpowiednich rolach, czy też dzięki własnym talentom i inwencji. Oj, chyba jest to mieszanka wszystkiego razem. Wygląda na to, że najwięcej inwencji w budowanie swojej roli (Pana Młodego z gminy Koborowo) włożył Michał Macioch. Odstawił takiego wieśniaka, że tylko pękać ze śmiechu – i z podziwu. Jego gadka, akcent, mimika, ruchy, chłopska kondycja (łatwo pada , łatwo wstaje, „las kapusty” uprawia, a jak trzeba to i pochlać zdrowo potrafi) – to był popis, jak na egzaminie dyplomanta szkoły teatralnej. No i ten talent do improwizacji, jak na przykład w końcowej scenie, kiedy śpiewając na piosenkę na bis Michał nagle urywa i biorąc klatkę mówi: „chodź kogut, idziemy do domu!” W poprzednich recenzjach ze spektakli Teatru Fantazja wiele miejsca poświęcałam samorodnemu talentowi komicznemu Ryszarda Techmańskiego. Ryszard tym razem zabłysnął w roli polskiego Żyda, który przyleciawszy z Los Angeles rozpoznaje w dziedziczce uroczą dziewczynę, którą poznał ongiś w Czelabińsku! Wespół zespół z Jackiem Samborskim (Michael Johnson) panowie dają popis znakomitej sztuki aktorskiej. Bez nich paleta polskich charakterków byłaby niekompletna.